Szanowny Panie Prezydencie. Gratuluję Panu ponownego wyboru na Prezydenta Rzeczypospolitej. Po I turze wyborów postanowiłem wystosować do Pana list otwarty. Nie chcąc jednak w jakimkolwiek stopniu przyczynić się do wygranej Pana Trzaskowskiego i stojącego za nim zaplecza, zdecydowałem o upublicznieniu listu po wyborach.

Wcześniej, 3 lipca 2020 roku, poinformowałem o treści listu Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego, pańskich współpracowników z Kancelarii Prezydenta, a także poprzez pośredników Pana Premiera Mateusza Morawieckiego i Pana Antoniego Macierewicza.

 

Oto treść listu.

Warszawa 3 lipca 2020

Szanowny Panie Prezydencie,

Pragnę pogratulować Panu uzyskanej przewagi w I turze wyborów prezydenckich. Osiągnięty wynik nie gwarantuje Panu ostatecznego zwycięstwa, jednak zapewniam Pana, że to nie z tego powodu, że na Pana nie głosowałem. Za tę wyborczą niepewność obciążyłbym Pana Gowina i jego fikcyjną formację. 

Czuję się w obowiązku wyjaśnić Panu, dlaczego nie oddałem na Pana głosu.

30 lat próbuję uprawiać zawód reżysera filmowego w świecie polskiej transformacji, co w sferze kultury i mediów oznacza kompletną dominację komunistów, później postkomunistów, potem dokooptowanych do nich co sprytniejszych i „przedsiębiorczych” przedstawicieli dawnej Solidarności, wymieszanych w dwóch celach – kontroli finansów i kontroli merytorycznej, oba cele są realizowane po to, aby Polacy nie odzyskali własnej tożsamości. 

Wtedy, gdy Pan Prezydent wahał się co do swojego światopoglądu, przytulając się  do Unii Wolności, ja próbowałem realizować ważne dla Polaków filmy czy programy  - o Michale Falzmanie,
Zbigniewie Herbercie, Władimirze Bukowskim, program Pod Prąd, w którym rozmawiałem z wykluczonymi w III RP i niechętnie widzianymi w mediach, ważnymi dla polskiej walki o wolność postaciami (np. Anna Walentynowicz, Antoni Macierewicz, Joanna i Andrzej Gwiazdowie). 

Stoczyłem wreszcie wieloletnią wojnę o film „Historia Roja”. Po sześciu latach blokowania produkcji filmu, w dobie „dobrej zmiany”, 29 lutego 2016 roku doszło do premiery filmu, którą swoją obecnością zaszczycił Pan Prezydent. Spotkaliśmy się wtedy, wymiana zdań pomiędzy Panem Prezydentem a mną zainspirowała mnie do napisania tego otwartego listu. Otóż Pan Prezydent podszedł do mnie i powiedział: „A pan wie, że oni będą się mścić?”. „Ja wiem, cieszę się, że Pan też wie” - odpowiedziałem.

Pan Prezydent sprawiał rzeczywiście wrażenie nieco zalęknionego, to były przecież pierwsze miesiące Pańskiej służby, ale jasne było dla nas obu za co będą się mścić i kim są „oni” - postkomuniści i związani z nimi przestępcy będą mścić się za „dobrą zmianę” oraz za powstanie filmu o Żołnierzach Wyklętych, zrealizowanego przez nieakceptowanego reżysera.

W każdym razie, w związku z uczestnictwem Pana Prezydenta w premierze filmu, dla wrogów dobrej zmiany czyli dla całego środowiska filmowego, stałem się reżyserem partyjnym i prorządowym, jednym słowem, karierowiczem. Była to pierwsza odsłona zemsty. 

Wtedy, na premierze filmu, umówiliśmy się wstępnie na spotkanie dotyczące polskiej kultury. Napisałem do Pana list, który precyzował tematy przyszłego spotkania i – mimo, że wiedział Pan, że „się będą mścić”- nastąpiła cisza. Do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi na list, ani zaproszenia na spotkanie.

Tymczasem, dopiero ponad rok po premierze „Historii Roja”, ostatecznie udało się zamknąć produkcję filmu. Wtedy właśnie doszło do ostatecznej rozprawy sądowej między mną a Polskim Instytutem Sztuki Filmowej, w której ta instytucja żądała od mojej firmy zwrotu 2,5 mln. zł., gdyż film był dłuższy od czasu przewidywanego o 14 minut. W tym właśnie czasie, od półtora roku Pan minister Gliński zarządzał Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W sprawie „Historii Roja” wsłuchiwał się w głosy doradcze tych samych urzędników, którzy wcześniej blokowali mój film, tłumaczyli mu, że nic się nie da zrobić, a dzień przed rozprawą zadzwonił do mnie wiceminister tego resortu Jarosław Selin i, najwyraźniej namówiony przez powyższych urzędników, naciskał bym podpisał porozumienie korzystne dla ministerstwa, ponieważ ma wiedzę, że proces przegram. Naciskom tym nie uległem. Proces wygrałem.

Proces wygrałem, no i skoro przetrwałem 25-letni okres anihilacji mojej osoby z branży filmowej, obecnie jako „reżyser partyjny”, miałem nadzieję na zrealizowanie chociaż części planów zawodowych, odkładanych przez lata.

Otóż Panie Prezydencie, „dobra zmiana” zaniechała zmiany sposobu i zasad dystrybucji środków w instytucjach kultury, a przede wszystkim w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. System ekspercki zbudowano tak, by środowisko Stowarzyszenia Filmowców Polskich i innych postkomunistów miało głos ostateczny, czyli taki głos, który mnie w każdych okolicznościach eliminuje.

Stało się tak, że o mojej sytuacji i moim projekcie filmu „Zdarzyło się w Polsce” (opowiedzianej w dwóch przestrzeniach czasowych historii o oddziale Henryka Flamego ps. Bartek  - 1946’, 1947’- oraz o zamachu na aulę w Opolu braci Kowalczyków - 1971’, 1972’) dowiedział się Pan Premier Mateusz Morawiecki i z jego inicjatywy dostałem dotację z KPRM, do zrealizowania w 2018 roku. 

Jednak, i to jest druga odsłona zemsty, branża filmowa, na której byłem zmuszony się oprzeć, przecież nie miałem przez te 25 lat możliwości zbudowania własnej ekipy filmowej, dezorganizowała produkcję i zawyżała koszty. Dlatego po czterech dniach byłem zmuszony przerwać zdjęcia. Przypominam, że „Rój” powstał wbrew decydentom polskiej kinematografii, a pracownicy tejże są od niej uzależnieni finansowo.

Zwróciłem pozostałe, niewydane środki, do budżetu państwa, uzyskałem potwierdzenie, że dotację z KPRM otrzymam także w 2019 r. – pośrednikiem w jej otrzymaniu ponownie będzie Ministerstwo Kultury, a jego przedstawiciel, wiceminister Paweł Lewandowski „słowem ministra” ręczył, że procedura rozliczenia produkcji z 2018 roku nie przeszkodzi w uzyskaniu kolejnej dotacji i że uzyskam ją w lutym 2019 roku. 

Teraz jednak ma dojść do trzeciej odsłony „zemsty”, która jednak zaburzy oczywistość naszych wstępnych ustaleń z premiery „Roja” – kto to są „oni”.

Ministerstwo Kultury nieudolnie, wielokrotnie zmieniając reguły, sprawdzało rozliczenie produkcji z 2018 roku, „słowo ministra” okazało się nic nie warte, jednocześnie instytucja ta zażądała ode mnie, by produkcję przejął „zaufany” człowiek ministra Glińskiego, wieloletni dyrektor Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, Pan Włodzimierz Niderhaus, wieloletni także agent SB TW „Włodzimierz”.

Skąd zaufanie pana Glińskiego do TW „Włodzimierza”? Pan wiceminister Lewandowski podczas spotkania ze mną był łaskaw oświadczyć „Pieniędzy będzie ile trzeba, byle je tylko rozliczyć”. Oznacza to tyle, że trzeba znaleźć kogoś sprytnego, by rozliczył każde możliwe nadużycie. Ministerstwo nie ingeruje w obowiązujące w branży, nadmuchane koszty produkcji. Decyzje personalne, czyli kto ma zarobić są podejmowany wyłącznie z klucza. Z uwagi na to, że decyzje merytoryczne zostały już dawno podjęte przez komisje eksperckie w PISFI-e, Ministerstwo nie chce mieć i nie ma żadnego wpływu na przestrzeń działania postkomunistów i złodziei w polskiej kinematografii. Dlatego niezbędny okazuje się TW „Włodzimierz” gwarantujący, że wszystko będzie rozliczone z korzyścią dla zaufanych współpracowników, którym nie zagrozi żadna konkurencja. 

Nie bez znaczenia pewnie było to, że dobrym znajomym pana Niderhausa był pan reżyser Robert Gliński, brat Pana Ministra Glińskiego.

Włodzimierz Niderhaus zmarł niecały rok po tym, jak oficjalnie poinformowałem Pana Glińskiego, kim  naprawdę był zmarły.

Wygląda na to, że śmierć jest jedynym mechanizmem, przynajmniej jedynym skutecznym, odsuwającym tajnych współpracowników od newralgicznych funkcji w wolnym kraju.

Pan minister Gliński poczuł się obrażony ujawnieniem przeze mnie TW „Włodzimierza”, w konsekwencji KPRM, najpierw  3 września 2019 roku potwierdziło tryb uzyskania dotacji, co skutkowało ponownym wejściem w produkcję filmu „Zdarzyło się w Polsce”, przecież tym razem dotację musiałem rozliczyć w 2019 roku, by 10 października KPRM , w osobie ministra Dworczyka, oświadczyć, że tryb uzyskania dotacji nie został zaaprobowany. W tej sytuacji, dzień przed planowanymi zdjęciami, 24 października byłem zmuszony przerwać produkcję, pozostając z zadłużeniem 1 200 000 zł. Najbardziej bolesne było to, że na jesieni 2019 roku udało się zgromadzić ekipę niezależną od dyrektora Niderhausa i jego nadmuchanych, zawyżonych w interesie monopolistycznej branży kosztów, może właśnie dlatego doszło do zamordowania mojego filmu.

Mogę powiedzieć tak, że te 25 lat przetrwałem dzięki nadziei, że kiedyś ten okropny, postkomunistyczny koszmar skończy się, dzisiaj wiem, że się nie skończył i że dopiero „dobra zmiana” ostatecznie odsunęła mnie od uprawianego zawodu. 

Z tego powodu Panie Prezydencie nie głosowałem na Pana w I turze – jest Pan twarzą zaniechanych zmian. Czy naprawdę myśli Pan, że bez wolnej kultury nawet najdłużej trwająca „dobra zmiana” doprowadzi do zmiany prawdziwej? Nie sądzi Pan, że zostanie po nas jedynie szyderczy śmiech historii, wymieszanie wartości aż do ich zaniku? Na czym chciałby Pan wtedy budować naszą cywilizację?

 

Warszawa, 15 lipca 2020

Panie Prezydencie,

Przed Panem pięć lat, mam nadzieję, odważnej Prezydentury. Wiem, że wymaga odwagi dążenie do odzyskania tożsamości w polskich mediach i w polskiej kulturze. Nie wyobrażam sobie, by państwo o ambicjach, jakie Pan nakreślił w wystąpieniach wyborczych, mogło tolerować na kierowniczych stanowiskach osoby tak szkodliwe w tej kwestii, jak Minister Piotr Gliński, a także, myślę tak na podstawie doświadczeń i obserwacji, Przewodniczący Krzysztof Czabański i Prezes Jacek Kurski. Gorąco zachęcam Pana, Panie Prezydencie, do przeanalizowania działalności tych osób. Życzę Panu, Panie Prezydencie, udanej Prezydentury, służącej Polsce i Polakom. 

Z poważaniem,

Jerzy Zalewski